piątek, 18 sierpnia 2017

Czy jestem feministką? Proszę, pomóż mi, internecie



Cześć, internecie. To znowu ja. Tym razem przychodzę z ważnym pytaniem. 




Salon manicure'u. 

Teresa to drobna blondynka po kursie zdobienia paznokci, organizowanym przez znaną markę produkującą lakiery hybrydowe. Wiecie panowie, takie, co zastygają na kilka tygodni na skutek promieniowania UV. Na tym kursie nauczyła się wymyślnych technik nakładania tychże lakierów, aby tworzyć fantazyjne wzory. Potrafi namalować na każdym paznokciu dowolną postać z bajek Disneya, Hello Kitty, Drużynę A i całkiem pokaźną gromadkę postaci z komiksów Marvela. Do tego kwiatuszki, motylki i mieniące się na setki kolorów kryształy Svarowskiego. Do perfekcji opanowała także używanie wszelkiego rodzaju brokatowych pyłków. Efekt syrenki, efekt holo, efekt srolo, widoczny z kosmosu blask.



Platforma wiertnicza. 

Tutaj może bardziej pasuje Seba. Były trener taekwondo w klubie Hrubieszowskie Orły. Seba składa się z stu dwudziestu kilogramów, z czego sto dwanaście to mięśnie, a pozostałe osiem, to jego przyrodzenia. Na jego bicepsach widoczne są wystające żyły. W 1998 roku wygrał konkurs na przenoszenie beczek pełnych piwa na czas. Kiedy taki Seba wierci na tej platformie, w tle leci ta muzyka.



Różnimy się. Zajebiście się różnimy. My, kobiety i mężczyźni.



Ale proszę.


Błagam.



Nie myślcie tymi samymi kategoriami

gdy

trzeba

podnieść

pierdoloną

skarpetkę

z

podłogi.




Proszę nie myśl tymi kategoriami, gdy trzeba zrobić obiad, nastawić pranie, odkurzyć mieszkanie czy umyć naczynia (no nie, jeszcze patelnia!).


Proszę nie myśl tymi kategoriami, gdy dziewczyna zostaje brutalnie zgwałcona przez pięciu kolesi, bo "miała na sobie seksowną sukienkę i piła alkohol". Nie myśl tymi kategoriami, gdy ktoś znany mówi, że "kobietę się zawsze troszeczkę gwałci".


Proszę nie myśl tymi kategoriami, gdy na stanowisko dyrektora kreatywnego w dużej agencji PR aplikuje dwoje ludzi o takich samych kompetencjach (umysłowych). Gdy różni ich tylko jedna rzecz. Płeć.


Proszę nie myśl tymi kategoriami, gdy kobieta lubiąca BDSM chce, aby jej kupować kwiaty czy chce, aby przepuszczać ją w drzwiach.


Proszę nie myśl tymi kategoriami, gdy twoja córka nie chce przejąć rodzinnego biznesu w cukierni i zostać księżniczką napoleonek - bo pragnie zostać astrofizykiem.


Proszę nie myśl tymi kategoriami, gdy facet bierze urlop tacierzyński i czyta swojemu dziecku "Księżniczkę na ziarnku grochu" (czy to dziecko cokolwiek w tym wieku z tego zrozumie?), bo jego żona była właśnie przed wizją niezwykle intratnego awansu.



* * *



Jest jeszcze ona. Dajmy jej na imię Magda. Wokół niej siedzi bez mała parunastu facetów. To ten tak zwany open space. Każdy ma swój komputer, niektórzy po dwa, a nawet trzy monitory. Magda ma przed sobą dwa. Ma też odpalony silnik, na którym implementuje i integruje ze sobą różne elementy, sztuczną inteligencję z grafiką. Zgrabną kobiecą postać z futurystyczną wersją karabinu, podobnego do M16.

Magda robi grę dla największego polskiego studia deweloperskiego. Grę w cyberpunkowym klimacie, która za jakiś czas pojawi się na rynku. Musi się pospieszyć, bo terminy, cholera, terminy.

Czy to co ona robi jest bardziej kobiecie czy męskie? Czy to w ogóle można rozpatrywać w tych kategoriach?

Czy Magda jest feministką?



* * *



Mój post na prywatnym profilu, na Facebooku, lipiec 2017:


Wiecie co? Robi mi się przykro. Zawsze uważałam się za feministkę - taką "normalną", która zdaje sobie sprawę z tego, że mężczyzna różni się od kobiety nie tylko przyrodzeniem i nie ma w tym nic złego. Która lubi być przepuszczana w drzwiach i adorowana. Która uważa, że parytety są kretyńskie, bo jeśli zechcę, to zostanę nawet prezydentem.

Nie chcę.

(...) Po prostu zawsze chciałam robić to, na co mam ochotę. I przeważnie to robiłam, bez przeszkód (lub z takimi samymi przeszkodami, z jakimi muszą zmierzyć się mężczyźni, chcący osiągnąć dany cel). Działać - bez łatek, że jestem dziwaczką, dziwką, babochłopem, a w ogóle, to powinnam rodzić dzieci no i rosół nastawić.

W facebookowej grupie, gdzie kobiety informują się o różnych inicjatywach antykobiecych (pod szyldem Czarnego Protestu, ale nie tylko) napisałam o jednym tchórzliwym internetowym działaczu antykobiecym, na żywo nie potrafiącym spojrzeć w oczy dziennikarce, którą obraził: "kozak w necie, pizda w świecie".

Posypało się opinii, iż powielam stereotyp, że kobiety są słabsze (bo "pizda"), że nie szanuję siebie i innych kobiet (no bo jak to tak mówić), że wspieram patriarchat (wtf?!), umacniam status quo, plus kilka uwag bez żadnej wartości merytorycznej ("zobaczysz, to się obróci przeciwko tobie!"), napisanych mi w wiadomości prywatnej, jako wisienka na torcie.

Mam subtelne wrażenie, że gdybym użyła słowa "chuj", nie tylko nie byłoby problemu, ale pewnie te same panie by mi przyklasnęły.

W dupie mam taki "feminizm". O przepraszam bardzo, w piździe.




To jak, internecie, jestem feministką, czy nie?




Na tej stronie komentarze są obsługiwane przez wtyczkę Disqus, mogącą nie wyświetlać się poprawnie w wersji mobilnej strony. Jeśli chcesz dodać komentarz anonimowo, po wpisaniu jego treści, wystarczy wpisać swoje imię/nick, zaznaczyć pole "wolę pisać jako gość" i dodać dowolny adres e-mail (może być nieistniejący).

Zaobserwuj mnie w dogodny dla Ciebie sposób, linki poniżej!







Brak komentarzy :

Prześlij komentarz