poniedziałek, 12 stycznia 2015

Nie wiem co począć, więc pocznę dziecko

Nowy cień do powiek czy nowe dziecko? Każda z nas zna ten straszny dylemat. Co zrobić, by nic nie robić i robić to bezkarnie? Kochane, spieszę dla Was z radami!

Trochę strasznie pisać takie nagłówki, bo jeszcze ktoś pomyśli, że ja tak na serio. Zainspirowały mnie dwie rzeczy.

Pierwsza to fanpejdż na Facebooku, który bije rekordy popularności mianowicie "Beka z mamusiek na forach". To miejsce, które skupia wypowiedzi pań, dzielących się na Facebooku i w innych miejscach radami i pytaniami o rzeczy, o których nie śniło się filozofom. Budzą zgrozę i przerażenie mówiąc o średniowiecznych praktykach opieki nad dzieckiem, wywlekając najmroczniejsze brudy ze swojego życia czy zdradzając najintymniejsze kwestie dotyczące, ot chociażby, kup swoich i bliźnich. Instynkt macierzyński pcha je do tak haniebnych rzeczy jak dziurawienie prezerwatyw i umieszczanie spermy w pochwie, tak żeby "on nie zobaczył". Na bakier z myśleniem i na bakier w ortografią - chętnych zachęcam do odwiedzenia profilu.

Druga rzecz to pomysł jaki pojawił się ze strony naszego rządu. Nasi Wspaniałomyślni mówią o projekcie ustawy, która dawałaby każdej matce (której nie należy się urlop rodzicielski) przez rok po urodzeniu dziecka 1000 zł. Darmowa kaska dla osób na umowie zlecenie lub o dzieło, bezrobotnych, studentów, rolników, żuliett spod monopolowego. W mniejszości pojawiały się uwagi, że to irracjonalny i niesprawiedliwy system, który nie tylko obciąży ciężko pracujących podatników, ale też zlegitymizuje wśród patologii mnożenie się bez końca celem łatwego zarobku. Przerażające było to, że gdy śledziłam komentarze jakie pojawiły się w tej sprawie na TVN24, dominowały uwagi pokroju wypowiedzi Pań odwiedzających wcześniej wspominany fanpejdż:
"Tylko przez rok, a co potem??!?!?".
"Potem do pracy, kobieto" - głos rozsądku przemawia zza monitora.

Czasami mam wrażenie, że ludzie wiążą się ze sobą na zasadzie losowości. Pierwszy lepsza, pierwsza lepsza, samica-samiec, pasuje. Nie znając wzajemnych pragnień i celów, wiodą razem wspólne życie, nie potrafiąc rozmawiać ani o "niczym" ani o "czymś". Starszyzna plemienna nalega na dziecko, presja otoczenia nalega na dziecko, chęć siedzenia w domu i jedzenia czego się chce nalega na dziecko, a młodzi jak dobrze wiemy, nie posiadają własnego zdrowego rozsądku. I dziecko się pojawia.

Można by używać różnych trudnych słów, by tłumaczyć zjawisko, ale przekaz od rządu jest bardzo prosty "róbcie dzieci, będzie miał kto potem płacić więcej podatków (/zapewniać emerytury, lol)". Pomińmy jednak już kwestię tego jak bardzo kulawa to polityka. Doskonale sobie zdaję sprawę z tego jakie koszty wiążą się z posiadaniem dziecka, ale czy to znaczy, że mam coś w związku z tym dostawać za darmo? Wiedząc, że za "za darmo" oznacza "z pieniędzy innych obcych ludzi"?

Dla mnie chęć posiadania potomstwa powinna być nierozłączna z odpowiedzialnością - przede wszystkim finansową. Instynkt macierzyński może zagłuszać zdrowy rozsądek, tak samo jak wiele innych rzeczy może zagłuszać zdrowy rozsądek, ale to nie znaczy, że powinnyśmy ulegać instynktom niezależnie od sytuacji w jakiej się znajdujemy. Nie mając pieniędzy na własne potrzeby, nie będziemy mieć nagle pieniędzy na potrzeby nowego życia. Gdy jeden rodzic nie zarabia, albo oboje zarabiają nader marnie, albo żadne nie pracuje, to wtedy każdy rozsądny człowiek wie, że dziecka się nie robi. Jasne, można liczyć na pomoc innych - czy to starszyzny plemiennej czy bezczelnie na pomoc innych obcych podatników, ale ja osobiście, chcąc być w zgodzie ze samą sobą, wolę liczyć tylko i wyłącznie na siebie.

Jeśli chcemy mieć dziecko, dlaczego nie zapewnić mu naprawdę dobrego startu na świat? Jeśli programy rządowe chcą skupić się na czymś sensownym, to niech skupią się na zapewnieniu godziwych miejsc pracy, UMÓW i płac, a także daniu możliwości rozwoju pracowników. Dzięki temu będzie można wykwalifikować się, by wykonywać pracę pełnowymiarową, a nie "śmieciową".  Z resztą nie warto liczyć na rząd. Świat nowonarodzinych byłby piękniejszy, gdyby każdy rodzic robił coś tak prostego jak odkładnie pieniędzy przed urodzeniem dziecka i po jego urodzeniu. To jest najlepsza rzecz o jakiej słyszałam pod kątem dzieci. Niech to będzie nawet to głupie 100 zł ze swojej pensji co miesiąc. Niech mi tylko ktoś nie powie, że na to dwoje dorosłych i odpowiedzialnych ludzi nie stać - nie stać to na Ferrari. Na osiemnastkę/studia/cokolwiek dziecko będzie miało fajny prezent. To dalej będzie niewiele, ale może to będzie wkład własny na zakup mieszkania dla dziecka w mniejszej miejscowości? A gdy zwiększymy kwotę do 500 zł? 1000 zł?

Dlaczego ludzie, próbujecie usprawiedliwiać swoje lenistwo, skrajny egoizm, brak odpowiedzialności i przedsiębiorczego myślenia? Dlaczego nie umiecie (lub nie chcecie) dostrzec, że problem jest dużo bardziej złożony, niż by się mogło początkowo wydawać? Nikt się nie prosi na ten świat, więc przynajmniej zapewnijmy nowemu człowiekowi godziwe przywitanie w tym chorym kraju.

Może takich rzeczy powinni uczyć w szkołach na podstawach przedsiębiorczości, zamiast jakiś skrajnych idiotyzmów jakie (nie)przyjemność miałam słyszeć.
Na szczęście jest Kącik Nienawiści i możecie teraz dowiedzieć się o takich rzeczach z internetu.





2 komentarze :

  1. Dla mnie to bardzo ciekawy wpis bo i temat, który mnie interesuje. Mam jednak wrażenie, że od pewnej skrajności (polityki-na-siłę-prorodzinnej) przeszłaś do kolejnej - zniechęcania do posiadania dziecka ze względu na sytuację materialną. Nie wydaje mi się, że dzieci powinny mieć tylko te osoby, które na to stać. Chęć posiadania dziecka jest czymś co łączy ludzi bez względu na ilość zarabianych pieniędzy (lub nawet ich brak). Bo właściwie to dlaczego gorsza ma być biedna (ale kochająca) rodzina z dużą ilością dzieci niż np. nadziani ludzie załatwiający dziecku wszystkie zachcianki. Każda skrajność w tym przypadku jest patologiczna. Więc myślę, że nie o grubość portfela tu chodzi - i może jestem naiwna- ale o miłość, którą jesteśmy w stanie obdarzyć potomstwo.
    Znam też sporo dziewczyn, które w głupi sposób zrobiły sobie dziecko (według mnie) w zupełnie idiotycznym okresie ich życia. I wiem, że materialnie te dzieci będą miały pewnie pod górkę, a ich mamy to te typowe mamuśki z forów internetowych. Nie mogę podważyć jednak tego, że bardzo kochają te swoje dzieci i ta naiwna, trochę niedojrzała ale bardzo szczera miłość mnie osobiście rozbraja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, może też nie wyraziłam się w 100% jasno :) Absolutnie nie chodziło mi o to, że tylko bogaci powinni mieć dzieci. Bardziej mi chodziło o to, żeby nie dochodziło do takich sytuacji, że ludzie mnożą się bez opamiętania, bo państwo do tego zachęca. Jak sama napisałaś - każda skrajność jest patologiczna. Bardzo denerwuje mnie, gdy ktoś "produkuje" sobie gromadkę 5-10 dzieci i później ma pretensje, że państwo nie pomaga w tej sytuacji (bo np. w mniemaniu tych osób należy im się mieszkanie za free). Ewentualnie takie sytuacje, gdy dziecko pojawia się na świecie "z nudów", niekoniecznie ze szczerej chęci rodziców. Niech po prostu wszystkie decyzje ludzi będą odpowiedzialne...
      Powiem szczerze, że paradoksalnie myślę, że dziecko w biedniejszej rodzinie może być szczęśliwsze i mądrzejsze. Przed oczyma mam ciepły dom, w którym czyta się bajki, wymyśla kreatywne sposoby spędzenia czasu rodziców z dziećmi, pojawia się ogromna radość z drobnych codziennych rzeczy.Takie dzieci, które wszystko dostają "pod nos" zawsze i wszędzie, mogą mieć później problemy z docenianiem podstawowych dóbr i z wyobraźnią...
      Niemniej jednak patrząc na moje osobiste doświadczenie, ogromna ilość problemów rodzinnych i międzyludzkich tak ogólnie, wynika z braku finansów... To jest bardzo przykre.

      Usuń