poniedziałek, 4 września 2017

Muzyka Zaostrza Obyczaje #5: moi ulubieni wykonawcy


















Niektórzy oglądają porno. 
Ja wolę posłuchać TAKIEJ muzyki...


Nałogowo, obsesyjnie, od wielu lub przynajmniej kilku lat. Najlepsi z najlepszych, którzy wkręcili mi się najgłębiej w serduszko. Kim oni są?


[stały opis serii] Muzyka zaostrza obyczaje, to seria prezentująca utwory, które zrobiły na mnie wrażenie. Jako, że mam bardzo szerokie gusta muzyczne, postanowiłam ten fakt wykorzystać i dzielić się tym, co najlepsze. Albo najgorsze, tak też się może zdarzyć. Tworząc (też trochę dla samej siebie) muzyczną bibliotekę, chce zaaranżować tu miejsce, do którego wraca się z kubkiem kakao lub z żołądkową gorzką.

Zaczynamy.



7. Kołysanka o apokalipsie

Carbon Based Lifeforms - Right Where It Ends

co to: #ambient #downtempo




Formy życia oparte na węglu, to kołysząca, relaksująca, czasami rytmiczna podróż w najbardziej skrywane zakamarki umysłu. Brzmi trochę ćpuńsko? Kochanie, już nigdy nie będziesz potrzebować narkotyków. Oto przed Tobą najlepsza na świecie elektronika i ambient. Do czytania, do pisania, do spania, do seksu, do sprzątania mieszkania. Ta muzyka jest płynna, gęsta, lepka, złożona. Ta muzyka jest napędem na twoje skrzydła. No chodź, idziemy latać. Tylko najpierw ubierz słuchawki!




6. Genetyka na ostro

Tool - Forty Six & 2

co to: #progressiverock #progressivemetal




Wszystko co stworzy mój mąż Maynard James Keenan, zmienia się w złoto. Wziął do ręki gitarkę - powstał Tool. Wziął do ręki didżejkę - powstał Puscifer. Dotknął swoich kolegów - powstało A Perfect Circle. Dotknął ziemi i powstała winnica. Gdyby jeszcze tylko kiedyś wydał nową płytę, naprawdę bym się nie obraziła. Tool to legenda pisząca dziwne teksty (w tym kawałku akurat o chromosomach). Majstersztyk muzyki rockowo-metalowej. Technicznie doskonały. Przepięknie poskładany. Nie do podrobienia. 
Since 2003, czyli od gimnazjum.



5. Chaos opanowany lub zaburzona harmonia

Nine Inch Nails - The Perfect Drug

co to: #alternative #industrial



Gdyby Trent Reznor nie i chlał i nie ćpał za młodu z Marilynem Mansonem, kto wie czy dziś industrial byłby tym, czym jest. Podobno ten geniusz-multiinstrumentalista prywatnie i zawodowo jest dupkiem, ale mnie jako słuchacza interesuje tylko to, co otrzymuję finalnie. A co otrzymuję? Opanowany chaos, który ktoś podaje mi prosto do uszu. Innym razem dostaję zaburzoną harmonię. I jakoś tak wszystko do siebie tu pasuje. Tęsknie za starym, mrocznym Trentem, takim jak w Perfect Drug, ale rozumiem, że każdy musi się w tej branży rozwijać.
Koncert Nine Inch Nails w Katowicach, w 2014 roku, to był z pewnością jeden z ciekawszych koncertów na których byłam.



4. Niedokończona sympatia

Massive Attack - Butterfly Caught

co to: #triphop




Massive Attack jest jak pierwsze miesiące zakochania. Te wszystkie dni i noce, które są za krótkie, żeby nacieszyć się drugą osobą. Więc próbujesz jeszcze raz i jeszcze i nic z tego, cały czas pragniesz więcej. I tak nam mija już razem ponad dziesięć lat tych "pierwszych miesięcy".




3. Bajkopisarze z eleganckiego klubu

Gus Gus - Full Performance (Live on KEXP) 
[Selfoss, Arabian Horse, Over]

co to: #electronic #house




Lider Gus Gus, Daníel Ágúst Haraldsson, mówi o sobie "storyteller". Nie da się ukryć, że cały czas próbuje nam (śpiewająco) opowiedzieć rożne historie. Wesołą gromadkę z Islandii mogę słuchać niemal non stop. Za każdym razem gdy odpalam ten mini koncert z Reykjaviku, muszę go obejrzeć do końca. Niech to szlag!
Dają czadu na koncertach. Koncert Gus Gus, to był zdecydowanie jeden z najlepszych koncertów na jakich byłam.




2. Czarna celebracja

Depeche Mode - In Your Room

co to: #electronic #synthpop #newwave




Czasami żałuję, że nie urodziłam się tak pięć lat wcześniej niż to miało miejsce, i w Wielkiej Brytanii. Miałabym piękny akcent (niestety akcent mam amerykański, nie umiem brytyjskiego) i byłabym czarnym depeszem. Przynajmniej na czarno mogę ubierać się także w rodzimych warunkach.

Depeche Mode, to grupka czarodziejów, którzy dekada po dekadzie są w stanie zachwycić kolejne pokolenia. Tej muzyki słuchał Ludwik XVII. Słuchali nasi rodzice. Słuchają gimbusy ze Snapchatami. A sam Dave Gahan, to jakiś mag bitewny, level 70. 

Dave Gahan - A Little Lie



Jestem na etapie sprzedawania nerki, aby się dostać na najbliższy koncert Depeszów w Gdańsku lub w Krakowie. Kierowniku, poratuj grosikiem, bo chuje obecnie życzą sobie 750 złotych polskich za najtańszy bilet.





Kto jest na pierwszym miejscu?





1. Biały rumak

Deftones - You've Seen The Butcher

co to: #alternativemetal #alternativerock




Latem, w Mielnie, w 2004 roku było wyjątkowo ciepło i wyjątkowo tłoczno. Pośród wielu straganów z odpustowymi koralikami, bursztynem i otwieraczami do butelek z głową pirata, stał sobie niepozorny chłopak. Chudy dresik, taki trochę Mati z osiedla. Przed sobą miał ułożony stół. A na tym stole leżały pirackie płyty.


Obok składanek typu "lato 2004", hitów disco-polo i najnowszych wytworów Krzysztofa Krawczyka, zauważyłam ścieżkę dźwiękową z Matrixa Reaktywacji. Mama, kupisz mi? To jeszcze tylko sprawdźmy, czy płyta działa. Mati zapuszcza bita, a tam pierwszy utwór to Marylin Manson wesoło podśpiewujący "babble, babble, bitch, bitch, rebel, rebel, party, party, sex, sex, sex and don't forget the violance". Mati się buja (?), mama na mnie patrzy i mówi mi: nie kupię ci tego gówna. To znaczy tak nie powiedziała, bo ona tak nie mówi, użyła innych słów, ale wymowa była jednoznaczna. Na szczęście przekonało ją to, że oprócz tego utworu, jest jeszcze na przykład Linkin Park i P.O.D., którzy wtedy byli na topie i którzy nie śpiewają brzydkich słów.

No i było tam też Deftones. 

Deftones - Digital Bath




Którymi zaczynam się intensywnie interesować. Niestety, internet jest wtedy jeszcze ubogi w treści o tym zespole. Ludzie, wtedy nawet Google nie było! Każdy jednak napotkany materiał chłonę jak gąbka.

Jakiś czas póżniej mój ówczesny, pierwszy poważny chłopak pokazuje mi kompletną dyskografię Deftones. Z początku fascynacja resztą materiału chłopaków z Kalifornii nie wydaje się tak intensywna. Ale potem... Potem "White Pony" odtwarzam w nieskończoność.

W zasadzie odtwarzam do dzisiaj.

Ukochani, najlepsi, na każdą okazję. The one and only. Pierwsze miejsce zdecydowane i zasłużone. 




Co sądzicie o mojej liście przebojów? Znacie, słuchacie? Czy nie Wasze klimaty?

Podajcie w komentarzu Wasze ukochane zespoły, kawałki. Zróbmy tu sobie najlepszy na świecie kącik muzyczny :)




Pozostałe wpisy z serii znajdują się TUTAJ.



Na tej stronie komentarze są obsługiwane przez wtyczkę Disqus, mogącą nie wyświetlać się poprawnie w wersji mobilnej strony. Jeśli chcesz dodać komentarz anonimowo, po wpisaniu jego treści, wystarczy wpisać swoje imię/nick, zaznaczyć pole "wolę pisać jako gość" i dodać dowolny adres e-mail (może być nieistniejący).

Odwiedź mój:

Fejsbuk - tu piszę codziennie.
Twitter - tu piszę jeszcze głupiej niż na Fejsie.
Instagram - tu mam relatywnie ładną twarz.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz