Gdy w sobotni wieczór wychodziłam z klubu z zamiarem pójścia do kolejnego, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Może dlatego, że ostatnio w klubie na imprezie byłam w pierwszej połowie XIX wieku i tym samym znacznie się odmłodziłam. Przed rzeczonym klubem stało mnóstwo ludzi, którzy podobnie jak ja czekali na taksówkę lub wyzwania jakie rzuci im jedna z ostatnich letnich nocy. Niezmąconą radość i powierzchnie rzeki płynącej nieopodal zakłóca scena jaka następuje: atrakcyjna blondynka z kręconymi włosami, na niebotycznie długich obcasach i w niebotycznie krótkiej czarnej sukience kłóci się z jakimś mężczyzną.
Zanim zdążyłam pomyśleć coś w stylu "ach, te baby" (co to są źródłem focha i zła wszelakiego), mężczyzna ów wywraca naszą bohaterkę na ziemię i ciągnie za włosy po asfalcie.