Niektóre moje dni wyglądają, jak wyreżyserowane przez ludzi od Saturday Night Live, z tą jednak różnicą, że ja nie mam takiego budżetu, programu w telewizji i do Stanów mam dosyć daleko.
Kolejka do kasy w znanej sieciówce sklepów osiedlowych. Na przedzie pan, który jest lekko zawiany. Lub mówiąc inaczej, wciąż dyplomatycznie - ma za ciasne buty.
- Och, zapomniałbym, jeszcze coś do włosów, dla żony! - wykrzykuje, po czym cofa się na sklep.
Wraca z jedną Tatrą, z lodówki.
Odchodząc od kasy rzuca:
- Do zobaczenia, po raz ostatni dzisiaj!
Kasjerka odpowiada znudzonym głosem:
- Mówi Pan to już dzisiaj piąty raz...
* * *
Sklep z bielizną.
- Czego pani jeszcze nie ma w swojej szafie? - podchodzi do mnie ekspedientka.
- Trupa i torby treningowej wypełnionej pieniędzmi - próbuję być zabawna.
- Haha, tego nie mamy, ale mamy rajstopy, które spłaszczają brzuch i podnoszą pośladki.
- Myśli pani, że to ukoi brak torby wypełnionej pieniądzmi?
- Szczerze? Nie, ale będzie pani jeszcze piękniej wyglądać. Znajdzie pani bogatego męża, a od tego punktu jest już całkiem blisko do torby pełnej hajsu.
- Poproszę "L",
- Chyba Pani żartuje, spokojnie zmieści się Pani w "M"!
Kupiłam 5 par.
* * *
Jedziemy taksówką ze znajomymi do klubu dla gejów. Nie pytajcie dlatego tam, bo i tak nie uwierzycie, że tam są najlepsze imprezy.
- Poprosimy na ulicę X - kolega podaje adres.
- Przepraszam Państwa, że tak bezpośrednio zapytam, ale... Wybieracie się może do tego słynnego klubu dla gejów?
- Tak - odpowiadamy chórkiem.
- A jeśli mogę, z całym szacunkiem, zapytać... Co pani tam będzie robić? - wskazuje na mnie głową, wyraźnie zaciekawiony.
- Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale ja też wolę mężczyzn.
* * *
Azory. Najmroczniejsza dzielnica Krakowa zaraz po Kurdwanowie. Swoim mrokiem wyprzedza nawet najbardziej szemrane odmęty Nowej Huty. Tak się jednak składa, że czasami chodzę tam w okolicy do lekarza. Czekając w autobusie na azorskiej pętli, słucham dialogu mamy, z około ośmioletnim chłopcem.
- Mamooo, a co to znaczy, że Maryja ma-ry-ja? Tak wiesz, pisane osobno.
* * *
Na stacji Warszawa Zachodnia wsiada do pociągu pan. Mężczyzna jest ubrany w białą koszulkę polo, spodenki nad kolano, skarpetki do sandałów, ma na sobie czapkę z daszkiem, opatrzoną napisem "beach" oraz zawieszony na rzemyku kowbojski bursztyn. Ma ze sobą reklamówkę, składany stoliczek i krzesełko.
Wygląda jak typowy działkowicz, który kilka ostatnich lat swojego życia spędził w Teksasie.
Wygląda na takiego, co wysiądzie najdalej na przystanku Warszawa Centralna i uda się na ogródki działkowe, pozbierać liście, czy co tam się robi poza sezonem. Jego krzesło i stolik zajmują pół ciasnego przedziału.
Nasz bohater nie wysiada na żadnej innej warszawskiej stacji.
Nie wysiada także w Legionowie, ani Ciechanowie.
Mijamy razem Iławę, Malbork i Tczew.
Pan wysiada na stacji Gdańsk Wrzeszcz.
Jechał, tylko sześć godzin żeby usiąść na chwilę na plaży.
Portret pamięciowy Pana z pociągu
by moja siostra
Dentystka wierci mi w górnej szóstce i tako rzecze:
- Wie pani, moja córka chce być patologiem sądowym. Jestem załamana.
- A-h-ile mah-hlat? - próbuję zapytać, ale waciki i całe dentystyczne oporządzenie skutecznie uniemożliwiają mi poprawną artykulację.
- Szesnaście.
- Mohże t-ho min-hie?
- Ona ogląda dokumenty z sekcjami zwłok do obiadu, rozumie Pani?
- Może jednak jeszcze się jej odwidzi i zostanie bardziej "neutralnym" lekarzem? - zastanawiając się czy o tą kwestię mojej dentystce chodziło, wypluwam z ust jakieś okropne rzeczy.
- Proszę pani, jestem w tym środowisku od ponad dwudziestu lat. I tak sobie teraz myślę, że chyba wolę, żeby pracowała z trupami, niż żeby ją obracał ordynator na każdej zmianie.
* * *
* * *
* * *
Klub 1.
(...)
- Czym się zajmujesz?
Mam ochotę wymyślić coś na poczekaniu, bo i tak nie traktuję go poważnie.
- Pracuję w branży detektywistycznej.
- Ja uważam, ze kobiety nie powinny się zajmować takimi rzeczami.
- Kiedy ostatnio byłeś pobiegać?
- Co proszę?
- Bo ja z kolei uważam, że mężczyźni nie powinni być grubi.
* * *
Klub 2.
- Cześć, kupie ci piwo.
- Nie, dziękuję, jeszcze mnie stać na jedno.
Nie słucha mnie, kupuje, podaje piwo.
- Czym się zajmujesz?
- Pracuję przy produkcji gier komputerowych - odpowiadam.
- Gry? Przecież to dobre dla dzieci - bierze łyk Pina Colady, majc na sobie koszulkę z kowbojem z Toy Story.
* * *
To uczucie, gdy próbujesz zamknąć wkurzający pop-up, na stronie, której wcześniej nie znałeś, zachęcający do zapisania się do newslettera, ale on nie chce się zamknąć, więc wpisujesz "aidz@pl.pl", po czym wyskakuje taki komunikat:
* * *
Wiślane bulwary. Siedzimy i pijemy wino. Z gwinta. Niespodziewanie podchodzi dwóch policjantów.
- Ludzie, naprawdę musicie pić akurat tutaj? Widać was z każdej strony! Dokumenty proszę.
Pokornie dajemy dokumenty, ja legitymację, on dowód osobisty.
- Hm, jest teraz czas taki, nie wiem, maturowo-sesyjny, nie powinna się pani czegoś uczyć?
- Ja już wszystko umiem - odpowiadam, chociaż głos nie zadrżał mi tylko dlatego, że wcześniej trochę wypiłam,
- A pan, czym się pan zajmuje oprócz podrywania pięknych kobiet?
- Głównie tym.
Obyło się bez mandatu.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz