Opowiedz mi o tym, co lubisz robić zimą, bez użycia słów narty i kokaina.
Na stacji stoi gość, głośno gadający przez telefon. Ostentacyjnie zarzuca szalik na plecy i opowiada swojemu rozmówcy: wiesz, Ela, dzisiaj to tylko mitingi, mitingi, mitingi, hehe. Nieco dalej jakiś facet, również rozmawiający przez telefon, pyta: To jak, pewnie jesz dopiero śniadanie? Huehuehue. Patrzę na zegarek, jest 11:33. Co w tym śmiesznego. W zasadzie nic w taką pogodę nie może mnie rozśmieszyć.
Czuję, że ostatni ładunek ciepła, który chował się między dwunastnicą, a śledzioną, właśnie wyparowuje moimi nozdrzami. W tychże z kolei, prawdopodobnie powstały już całkiem pokaźne sople lodu. Tak naprawdę nie chcę wiedzieć, czy tak jest w istocie i jak to wygląda.
W ogóle nie chcę wiedzieć jak teraz wyglądam. Ale powiem Wam, jak się czuję. Jak ludzik Michelin. Jak Kenny z South Parku. Jak przerośnięty przedszkolak. Jak romska rodzina, z całym swoim dobytkiem schowanym za pazuchą. Wielka i niegramotna. Wielka, niegramotna i zielona - bo takiego koloru jest mój ogromny szalik. Hulk miażdżyć.
Wtem, pojazd się zjawia. Na moje nieszczęście, staję twarzą w twarz z szybą, w której można się dokładnie przyjrzeć. O matko i córko, co mi jest? Niesymetryczna twarz, tendencja do głupich min, a może rak mózgu? Przed oczyma stają mi te wszystkie nieudane próby zrobienia sobie dobrego selfie. Każdorazowo podjęta próba tego wiekopomnego działania, wygląda jak marne starania opóźnionej w rozwoju dziewięciolatki, która pierwszy raz w życiu bawi się smartfonem otrzymanym na pierwszą komunię świętą. Już na nikim nie robi wrażenia pytanie "gdzie są moje pieniądze z komunii". Po wielu latach, awanturach, roszczeniach i nieprzespanych nocach, wysnułam wniosek, że moje środki otrzymane w ramach nagrody za pierwsze jedzenie Jezusa, mają co nieco wspólnego z Windowsem '95.
W pojeździe ciasno, duszno i śmierdząco alkoholem, czyli tak jak lubimy najbardziej. Niczym diament wśród tandety, lśni waszmość w bluzie ze znakiem Polski Walczącej. On też, podobnie jak jego poprzednicy, rozmawia przez telefon. Zakochany patriota, jak mniemam. Do tego gorący chłopak, bo bez szalika, a jest przynajmniej milion stopni na minusie. Kaśka, kurwa, nie bądź taką uwłaczającą krową. * No. * Tak. * Nie, * Jutro się nakurwię. * No. * No. * Też kocham. Buzi. Jest jak Konrad - "nazywa się milion, bo za miliony kocha i cierpi katusze".
Naprzeciwko mnie zasiada typowa starsza pani. Typowy jest także jej uśmiech, czy może brak uśmiechu - grymas rozczarowania i niezrozumienia. Spogląda ona bowiem na dwie młode dziewczyny, którym nie starczyło już pieniędzy na kilka centymetrów materiału spodni, będącym w stanie zakryć ich kostki. Sino-czerwone, idealnie komponują się z kolorami ich pomadek kupionych w Golden Rose na promce. Krzywa mina staruszki jednak natychmiast znika, gdy jej ceglasta, przedpotopowa Nokia, rozbrzmiewa polifonicznym Corazon Espirado Santany.
Kierunek - lekarz. Droga do niego nie jest usłana różami. Przypominają mi się Facebookowe zwierzenia, gdzie ktoś napisał, że widział, jak polewano lód wrzątkiem. Mam wrażenie, że po drodze, którą się właśnie poruszam, ktoś kilka chwil temu, zrobił dokładnie to samo. Aby zrekompensować sobie czyjeś istotne braki w wiedzy na temat stanów skupienia, staram się myśleć o czymś miłym, na przykład o gorącej kąpieli, z pianą gęstą jak atmosfera w Rządzie. I chociaż jednocześnie staram się zamazać w myślach metaforę, która stawia mnie nagą w kąpieli w kontekście polskich polityków, nic na to nie poradzę, że w wannie najwięcej czasu zajmują mi rozważania o życiu, śmierci, podatkach, demokracji, PKB, systemie emerytalnym i morderstwach doskonałych. Miej$kie Przed$iębior$two Energetyki Cieplnej lubi to.
Przed wejściem do gabinetu spoglądam na swoje buty. Wspominałam wcześniej o romskiej rodzinie? Teraz wyglądam, jakbym własnie wróciła z gułagu na Sybirze. Obuwie traciło kolor, fason, przemokło i zebrała się na nich sól, tworząc białe, nieskończone fraktale. Pierdolony nubuk, czyli jakiś rodzaj skóry, mimo impregnowania i nanoszenia na niego specjalnej pasty w sprayu, nie jest w stanie znieść mojego szalonego trybu życia, opierającego się na wyjściach do sklepu i do lekarza. Czasami zastanawiam się, czy sprzedawca nie wspominał o regularnym pokrywaniu ich warstwą uranu, tylko w przypływanie emocji, wywołanym płatnością zbliżeniową kartą debetową, musiałam o tym zapomnieć.
Przykładowa sól na przykładowych obuwiach. |
Zdejmując kurtkę w poczekalni, z przerażeniem stwierdzam, że czerń nie zawsze wyszczupla. Przeklinam także w myślach dzień, w którym zamiast wodoodpornego tuszu do rzęs, kupiłam zwykły. Złorzeczę także wszystkim rękawiczkom, które postanawiają opuszczać nasze szuflady, kieszenie i torebki, aby już nigdy nie wrócić. Są jak skarpetki ginące w bębnie pralki, tylko że nie są skarpetkami i rzadziej bywają w pralce.
Z gabinetu wychodzi mama z dzieckiem. Ubiera swoją pociechę w sweterek, polarek, zapina "górę" od ogrodniczek, wiąże szaliczek, ubiera czapkę i puchową kurtkę. Gdy paręnaście minut później kończy te wszystkie czynności, mały bałwanek oznajmia: mama, sisiu.
Bądź silna, bądź silna matko.
Z jej ust pada kilka niecenzuralnych słów, których malec nie powinien znać, przynajmniej do pierwszej klasy podstawówki, a ja oddaje się rozważaniom. Przypomina mi się, jak ostatnio oglądałam, po raz kolejny, Drive i zastanawiam dlaczego tak bardzo lubię ten film, utwierdzając się tym samym w przekonaniu, że na pewno nie pójdę na La La Land, bo Nie Nie Nienawidzę musicali. Analizuję ostatni pobyt w Lidlu, kiedy zabrakło bagietek z czosnkiem. Ichniejszy spec od marketingu wykreował reklamy-bannery z hasłem promocyjnym, kładącym nacisk na "piwo prosto z lodówki". Przecież w ten czas "piwo prosto z lodówki" brzmi jak koszmar minionego lata. Na zasadzie kontrastów, do głowy przychodzi mi pyszne grzane wino z przyprawami, pomarańczą i goździkami. Niemalże czując jego smak, rozplątuję kołtuny we włosach i wspominam typa, który powiedział, że długie rozpuszczone włosy są dobre tylko w sypialni. Wieść niesie, że pierwszą i ostatnią kobietą, która widziała jego penisa, była jego matka.
Jak się pani czuje? Pyta lekarz.
Pamięta pan jak było w trzydziestym dziewiątym? Pewnie już był pan na świecie. To powiem panu tak - trzecia wojna światowa od dawna trwa. Na Bliskim Wschodzie? Nie, panie doktorze. Europa kontra Państwo Arabskie? Pudło. Ona ma miejsce w moich zatokach. Jest pan pewny, że alergenem są roztocza? Może to jednak głupota ludzka i dlatego leki nie są wystarczające.
Lekarz mi mówi: pani Aniu, to tylko tak od października do kwietnia, jak jest sezon grzewczy.
Stosując haniebny skrót myślowy, zauważam że to WIĘKSZA POŁOWA roku.
Stosując haniebny skrót myślowy, zauważam że to WIĘKSZA POŁOWA roku.
Niech się pani nie martwi, mówi on, trzeba jedynie usunąć złogi i skorygować zrosty operacyjnie, mieć nawilżacz powietrza (naprawdę wystarczy taki za 3000 złotych), zmieniać pościel raz w tygodniu, poduszki raz na trzy dni, nie mieć zwierząt, żadnych kwiatów, nie może pani sprzątać, ani przebywać w pomieszczeniu podczas sprzątania, proszę pić przynajmniej cztery litry wody dziennie, mieszkać w miejscu gdzie jest świeże powietrze i musi się pani regularnie odczulać. Zapiszę panią do laryngologa, bo wydaje mi się, że są tam jeszcze polipy. I jeszcze jedna, szalenie ważna sprawa: PROSZĘ ZAWSZE NOSIĆ CZAPKĘ.
Trzy kwadranse później, wychodząc za zewnątrz, zauważam, że czeka na mnie kolejne fascynujące doświadczenie, jakie przyszykował dla mnie los: zejście w dół oblodzonymi schodami z oblodzoną poręczą.
Niech ta zima się już skończy. Proszę.
Twój komentarz sprawia, że chce mi się żyć, a gdzieś na świecie uśmiecha się ratel miodożerny. W systmie Disqus, który widzisz poniżej, nie musisz mieć konta, aby zostawić mi coś od siebie. Wystarczy, że wpiszesz dowolny adres e-mail (nawet nieistniejący) i zaznaczysz, że chcesz komentować jako gość. Dzięki.
...dlatego należy nosic słuchawki. Muzyka umila życie, jednocześnie odcinając od negatywnych wpływów słuchania gadaniny obcych ludzi. ;)
OdpowiedzUsuńWybacz milczenie, zmiany w życiu kompletnie rozjebaly mi organizacje czasu, a nie potrafię pisać nie mając bliżej nieokreslonej mnogości czasu wolnego przed sobą. Ale wychodzę na prostą! :d